środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział VI - Druga sprawa

Rozdział VI
   Westchnąłem.
- Hanabi - szepnąłem cicho. - To...
- Czym ty jesteś?! - warknęła.
- Chyba niezbyt podoba jej się fakt, że robiła nieprzyzwoite rzeczy z demonem - przeleciało mi przez myśl. - Namikaze Naruto. Do usług.
- Czekaj, ten Namikaze? - jej szok spowodował odruchowe cofnięcie się.
- Tak. Poczekajcie, wszystko jej wyjaśnię. Zajmie mi to kilka minut - swoje słowa skierowałem w stronę dochodzącego do siebie B, Itachiego i mojego domniemanej ofiary. - Hanabi, przejdźmy do mojego pokoju.
   Mój pokój był oddalony od poprzedniego o sześć pomieszczeń. Nie był duży, wyglądał jak poprzedni, ale były tu dwa jednoosobowe łóżka, co dziwniejsze, zaścielone, trzy duże szafy, jedna komoda, sofa z ciemną skórą, dopasowane do niej dwa fotele, stolik i pięćdziesięcio-cztero(nie wiem, czy zapisałem to poprawnie) calowy telewizor plazmowy. Usiadłem na swoim starym łóżku tak, by mieć widok na drugie.
   Zerknąłem na szarooką, która stanęła kilka metrów ode mnie, tuż przy sofie.
   Westchnąłem.
- Wszystko zaczęło się podczas walki z Obito. Na początku wraz z Killer'em walczyliśmy z pozostałymi Jinchuuriki. Nie dość, że demony w nich były kontrolowane, to posiadali dwa doujutsu. Rinnegan'a i Sharingan'a. Walka była długa. Ostatecznie uwolniłem ich spod władzy tego skurwysyna. Później walczyliśmy z Juubim, Madarą i Obito. W pewnym momencie przybył Sasuke Uchiha. Sprowadził Orochimaru i czterech pierwszych Hokage. Wszystko szło prawie dobrze. Gdy Obito został Jinchuuriki Juubiego, Madara zmienił strony. Walczył z nami. W walce zabity został Kurama, potem Yondaime, Sandaime, Shodai i Nidaime. W końcu jednak odkryłem jego słabość. Niestety, w tamtej chwili zginął mój przyjaciel...

   Spojrzałem na twarz Ino, która aktualnie zajmowała się moimi ranami. W tle słyszałem krzyki bojowe Sakury, wypowiadane nazwy technik Madary i Sasuke oraz Kakashiego, który nie dał się przekonać do chwilowego odpoczynku.
- Ile? - pytanie padło z moich ust.
- Trzy miesiące - odpowiedziała przełykając ślinę. Kiwnąłem głową.
- Udaj się na tyły, mam na niego sposób - powiedziałem wstając i odwracając się w jej stronę.
   Straciłem czujność.
   Krzyk.
   Krew.
   Odwróciłem się.
- Nie...

- Wtedy właśnie go straciliśmy. Ino mnie znienawidziła, uważa, że to przeze mnie. Uważam, że miała po części rację, ale kurwa, po cholerę pchał się miedzy mną a nim!? - krzyknąłem. Chyba sam do siebie, nie wiem, po co.
 Westchnąłem.
- Udało mi się go pokonać samemu. Użyłem senjutsu i... Ehhh... Mocy, którą podarował mi Kurama, Kyuubi no Kitsune. Ratując moje życie skumulował całą swoją wiedzę i moc, żeby ją we mnie wcisnąć w chwili śmierci - wyjaśniłem. - A jej reakcja to oczywiście...
   Nagle poczułem delikatny zapach lawendy i ramiona czule obejmujące mnie wokół szyi. Jej ciało opadło na moje nogi i przyległo do mojej piersi. Nie czekając objąłem ją w pasie.
   Puk, puk.
   Naszą grę wstępna przerwała seria dwóch uderzeń o drewniane drzwi.  Warknąłem.
   Do pomieszczenia wszedł Ryokugan w swoim czarnym płaszczu zakrywającym całe ciało.
- Naruto, miałem jeszcze jedną sprawę. Nie mogę dłużej czekać, chodź - powiedział rozkazująco, ale jednocześnie rzucił mi przepraszające spojrzenie.
   Wstałem.
   Podążyłem z nim przez kilka kilometrów korytarzy, pozostawiając Hanabi w moim starym pokoju, który dzieliłem kiedyś z Kirą. Nieraz musieliśmy się wracać, by pójść inną drogą, ponieważ tunele były zasypane. W końcu po trzech godzinach tułaczki dotarliśmy do ogromnych, masywnych, dwuskrzydłowych drzwi. Wykonane były z stali, a na przerwie między nimi przyczepiona była pieczęć blokująca. Poczułem niepokój. Ta pieczęć miała już swoje lata, a w dodatku była najpotężniejszą jaką kiedykolwiek widziałem.
  Wysunąłem rękę, by pogładzić papier pieczęci, ale ta momentalnie odpadła.
- Gdy mnie "zabiłeś" byłem nieprzytomny i spałem dwa miesiące. Miałem wtedy sen. Objawił mi się pewien człowiek, który miał... Może sam zobacz, bo mi nie uwierzysz - wypowiedziawszy te słowa, pchnął ogromne drzwi.
   Pomieszczenie miało kilka metrów wysokości, kilkadziesiąt szerokości i wysokości. W równym odstępie 3 metrów stały kolumny, zwykłe, proste. Zaczęliśmy iść przed siebie, w kierunku wykonanego z białego marmuru ołtarza, na którym stała mała, drewniana szkatułka. Zanim do niej podeszliśmy upłynęło kilka minut.
- Tylko nie zejdź mi na zawał - powiedział całkowicie poważnie.
   Biorąc sobie do serca słowa wypowiedziane przez byłego kompana, delikatnie uniosłem wieczko szkatułki. Od razu jednak zamknąłem je, co doprowadziło do głośnego trzasku.
- Objawił mi się i kazał mi cię odnaleźć, i wręczyć tę szkatułkę. Sam nie wierzyłem, że są prawdziwe.
   Ponownie otworzyłem skrzyneczkę. Do wgłębienia przyczepiona była mała karteczka informująca mnie, że mogą mi się przydać oraz, że adresatem jej był Obito. Dolna część była jedną, wielką podstawką na probówki. Podniosłem jedną z nich. W jej środku znajdował się dziwna ciecz oraz dwie gałki oczne. Fioletowe z czarnymi kręgami...

C.D.N.
________________________________________________________________________________

Jej, dziś nie trzeba nic tłumaczyć, ani nawet odpowiadać na pytania :D
Wiem, że krótko :D Ale nie moja wina, że ja już tak ostatnio mam <3
Dużo rozpisywać się też nie będę, wiec Sayonara :p